Z sukcesem mogę odtrąbić, że 2/3 pracy nad miechunkami za mną, a co za tym idzie najcięższa część już wyhaftowana!
Moja towarzyszka w haftowaniu tych cudów Ania <--klik, ten etap od jakiegoś czasu miała za sobą. Poradziła mi wypicie wiadra melisy i zapewniła, że w dwa dni podobnie jak ona z kreseczkami się uwinę :) No cóż trwało to ciut dłużej u mnie...po tygodniu się udało ;p
Te pajęczynki to "pieron" nie lada, ale dzięki nim widoczny jest efekt trójwymiarowości.
Do wyhaftowania w obrazku została mi jeszcze jedna miechunka, listki i "śnieżek" z sypiących się miechunek.
Tymczasem wracam chwilowo do pieńka ptaszyska :)
Uściski!